Przeglądałem niedawno jedną ze stron internetowych, gdzie prezentowane są psiaki przeznaczone do adopcji. Dosłownie przy każdym zwierzęciu widniała notatka: „Lubi się przytulać, kocha dzieci, uwielbia głaskanie i pieszczoty”. To nie wszystko: te psy – zdaniem osób je opisujących – uwielbiają spacerki, wodę i zabawy przez długie godziny, gonitwę za patykami aż do utraty tchu oraz towarzystwo człowieka i innych zwierząt.
Czytając to, zastanawiam się, jakim cudem psy, które wszystko uwielbiają, zostały porzucone przez swoich właścicieli. Czyżby nie byli w stanie poradzić sobie z psem, który wszystko „uwielbia”?
Wielu właścicieli jest pewnych, że ich psy kochają wystawy, uwielbiają bawić się z innymi psami, przepadają za podróżami i poznawaniem nowych miejsc. Przeglądając portale poświęcone dogoterapii i kynoterapii, jak leitmotiv przewijają się stwierdzenia, że psy terapeutyczne kochają swoją misję niesienia pomocy dzieciom i uwielbiają wizyty w placówkach opiekuńczych. Niektóre wydają się tak bardzo pozytywnie zmotywowane, że aż dyszą – ale czy na pewno z radości?
Wybaczcie proszę ten sarkazm, ale zwrot „Mój piesek uwielbia…” zawsze wywołuje we mnie pewną obawę: czy na pewno ocena emocji psa jest właściwa? Skąd właściciel wie, że jego pies coś lubi?
Pamiętam dwie sytuacje doskonale pasujące do tej opowieści. Obie wydarzyły się na szkoleniu i nie są przeze mnie wymyślone. Pierwsza dotyczyła labradorki, która „uwielbiała biegać za piłeczką”.
Suczka nie spuszczała wzroku z piłki trzymanej przez właścicielkę, cała spięta i niecierpliwa. Gdy piłka została wyrzucona, psina jak z katapulty startowała, przynosząc ją pędem i rzucając pod nogi właścicielki, która znowu rzucała i rzucała…
„Ona jest nie do zajechania” – mówiła właścicielka. „Wystarczy, że wezmę do ręki piłkę, a już chce się bawić. Tak kocha bieganie za piłką, że godzinami może to robić i nie sposób jej uspokoić. Ciągle domaga się zabawy.”
Z mojej perspektywy sytuacja wyglądała inaczej. Miałem przed sobą psa, który był zafiksowany na punkcie piłki i nie potrafił się „wyłączyć”. Poprosiłem właścicielkę, aby na chwilę schowała piłkę, po czym przytrzymałem psa blisko siebie, delikatnie głaszcząc po boku. W ciągu kilku sekund suczka osunęła się na ziemię i… zasnęła jak kamień, ku zdumieniu swojej pani.
Druga sytuacja dotyczyła psa, który „lubił się uśmiechać, gdy dmucha się mu w pyszczek”. Zostałem poproszony o konsultację u małego psa, który rzucał się z jazgotem na wszystkich wchodzących do domu ludzi, szarpiąc ich za nogawki. Właściciel dumnie podniósł pieska na wysokość swojej twarzy i dmuchnął mu przeciągle w pysk. Zanim zdążyłem zaprotestować, pies wyszczerzył wszystkie zęby, wykrzywiając pyszczek w grymasie przerażenia, marszcząc czoło i otwierając szeroko oczy. Właściciel odstawił psiaka na ziemię, nie rozumiejąc, że to nie był uśmiech, lecz grymas strachu.
Słuchaj, co Twój pies mówi
Najważniejsze jest, aby właściciel potrafił spojrzeć na swojego czworonoga jak na odrębną, autonomiczną istotę, która ma swoje potrzeby. Pies sygnalizuje dyskomfort mową ciała – trzeba ją umieć odczytać.
Umiejętność czytania sygnałów psa jest kluczowa, zwłaszcza w dogoterapii. Każdy odpowiedzialny przewodnik powinien rozpoznać oznaki stresu i zareagować, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.
Na zakończenie przytoczę historię zasłyszaną w radiu. Reporter zapytał rodziców małej Hani, która chodzi do przedszkola i ma mnóstwo zajęć dodatkowych, o jej przyszłość. Po długiej wyliczance reporter w końcu zwrócił się do dziewczynki:
– A Ty, Haniu, kim chciałabyś zostać, gdy dorośniesz?
Dziewczynka nabrała powietrza i odpowiedziała bez wahania:
– Sprzątaczką w kościele.